11 maja 2024r. Imieniny: Igi, Miry, Lwa
Gospodarz strony: Andrzej Dobrowolski     
 
 
 
 
   Starsze teksty
 
Ważniejsze od prywatyzacji szpitala

       Postulat prywatyzacji szpitali zgłaszany w Polsce w Garwolinie wywołuje szczególne emocje, ponieważ od kilku lat mamy w Mieście dobrze wyposażony, nowoczesny szpital powiatowy. Chciałbym napisać kilka słów o - jak mi się zdaje - ważniejszym od kwestii prywatyzacji temacie.

NFZ nie jest bezpłatny

      Polak co miesiąc płaci - przyjmijmy - 200 zł składki na ubezpieczenie zdrowotne. Teoretycznie rzecz biorąc przysługuje mu za to nieograniczony pakiet świadczeń zdrowotnych. Praktycznie jednak najdroższe terapie są trudno dostępne, drogie - obarczone długimi kolejkami, tanie - zabezpieczone raz lepiej, raz gorzej. Dlatego pacjenci nienajgorzej zarabiający korzystają z prywatnego lecznictwa. Co stałoby się gdyby państwo pozostawiło obywatelom pieniądze w kieszeni i pozwoliłoby wydać je swobodnie? Czy przy pierwszej chorobie - bez systemu NFZ - pacjenci nie pogrążyliby się w nieszczęściu z powodu braku pieniędzy i ubezpieczenia?

       Otóż nie. Wytłumaczę dlaczego.

 

Podstawowy błąd

       Największym nieszczęściem państwowego systemu jest gwarancja leczenia wszystkich chorób bez jakiegokolwiek udziału finansowego pacjentów. To założenie jest niemożliwe do spełnienia. Dlatego system pozoruje wywiązywanie się z dobrego działania poprzez tworzenie kolejek niekiedy odsuwających terapię poza czas uleczalności, i - co jest zupełną zgrozą - wprowadzeniem bez wcześniejszej wiedzy ubezpieczonej osoby wskaźników ekonomicznych wykluczających leczenie u niektórych pacjentów (np. zbyt starych, zbyt schorowanych). Tolerują to sądy!

 

Co można by zrobić

     Kiedy państwo zrzekłoby się "opieki" nade mną i pozostawiłoby mi 200 złotych miesięcznie rozdysponowałbym je w oparciu o następujący podział.

      Są choroby poważne i niepoważne. Poważne to przykładowo nowotwór, poważna choroba serca, choroba psychiczna; a niepoważne to angina, zwykłe zapalenie płuc, próchnica zęba. Czy leczenie chorób niepoważnych jest problemem? Nie, nie kosztuje drogo; i tak leczymy się z tych chorób prywatnie. Dlatego wykupując w ubezpieczalni ubezpieczenie zrezygnowałbym z pakietu zawierającego refundację leczenia chorób niepoważnych.

       To sprawiłoby, że za pakiet leczenia chorób poważnych zapłaciłbym mniej niż płacę dotychczas za "full-service" nie działający w krytycznym momencie, a zaoszczędzone pieniądze mógłbym przeznaczyć na leczenie chorób niepoważnych u prywatnych lekarzy.

       O takim systemie opowiadali mi w latach dziewięćdziesiątych Polacy z USA; tacy, którzy zarabiali 900 dolarów miesięcznie. Pakiet leczenia chorób poważnych (niekiedy z małym udziałem własnym pacjenta) kosztował 100 dolarów miesięcznie, a rozszerzenie tego pakietu na część stomatologii, zwolnienie z udziału własnego przy wykupie leków, i kilka innych aspektów - kolejne 100 dolarów. Toteż prawie nikt rozszerzenia nie wykupywał, bo przecież za 1200 dolarów rocznie można było wyleczyć parę zębów, i opłacić drobne wizyty u innych lekarzy; albo zaoszczędzić wiele z tej kwoty. Oczywiście dla refundacji leczenia chorób poważnych wszyscy dobrowolnie ubezpieczali się.

 

Nikczemność systemu

      Na czym polega zło obecnego systemu w Polsce? Znaczną część składek pochłaniają NFZ-owi koszty leczenia chorób niepoważnych, bo ich natężenie w skali społecznej jest duże. I na rzadsze a tragiczne w skutkach choroby poważne których terapia jest kosztowna nie starcza pieniędzy. Rozumowanie twórców sytemu zdaje się brzmieć: lepiej wyleczyć wielu lekko chorych ludzi (wyborców!) i udowodnić im, że opiekujemy się nimi, niż nielicznych ludzi tragicznie chorych, których trzeba odżałować, żeby utrzymać system.

      Okazuje się więc, że tragicznie chorzy ludzie całe życie płacili składki po to, by ... leczyć z grypy i z próchnicy zębów ich sąsiadów, a nie ich samych z nowotworu! To potwarz dla ich człowieczeństwa! Tak to jest kiedy koryfeusze narodu myślą kolektywistycznie.

 

Apel do wyobraźni

      Wielu Czytelników ma przy sobie rekwizyt, który udowodnia wyobraźni, że prywatne ubezpieczenie zdrowotne naprawdę działa. W dowodzie rejestracyjnym samochodu, za zakładką plastikowej obwoluty jest odcinek ubezpieczenia OC+AC, nieprawdaż? Samochód wart 20 - 30 - 50 tysięcy złotych ubezpieczamy za 1500, 2000, 3000 złotych rocznie. I to naprawdę wystarcza na pokrycie kosztów "leczenia auta po wypadku". Same zasady prywatnego ubezpieczenia zdrowotnego są podobne do zasad asekuracji zdrowotnej. Widzimy codziennie sznury ubezpieczonych aut, dlaczego nie mielibyśmy uwierzyć, że ludzie idący tłumnie ulicami nie ubezpieczyliby się w podobny sposób? To jest możliwe!

      Ubezpieczenie auto-casco nie zawiera ubezpieczenia uszkodzeń niepoważnych, tańszych w naprawie niż - powiedzmy - 500 zł (zarysowanie lakieru, itp.). No właśnie, cóż za analogia!

       Ubezpieczenie auto-casco jest tańsze dla kierowców z grupy mniejszego ryzyka spowodowania wypadku. Tak też i wolne ubezpieczenie zdrowotne byłoby tańsze dla niepalących i niepijących. I żyjący higienicznie pacjenci nie dopłacaliby do leczenia nieszanujących się ludzi.

 

Kolejność reform

      Jeśliby w Polsce doszło wreszcie do reformy systemu opieki zdrowotnej to priorytetem winno być uwolnienie ubezpieczania się. Konkurencja ubezpieczycieli ukazałaby optymalny pakiet. Optymalny dla płacącego jednostkowego człowieka, a nie dla "społeczeństwa", któremu opłaca się leczyć "mrówki-robotnice", a nie "mrówki-emerytki".

       Jeśli zaś nastąpi prywatyzacja szpitali a pozostanie monopol przymusowego (zwanego dla zmylenia przeciwnika powszechnym) NFZ - to pozostanie on dyktatorem kolektywizacji opieki zdrowotnej, tak jak dziś, gdy mała część lecznic już jest prywatna.

                                                                                                       Andrzej Dobrowolski

.